Perfumowa Lafirynda w świecie "Żelaznych zasad"
Dzień dobry Moliki! Wiosna za rogiem, wszystko budzi się do życia, książki aż płoną w rękach żeby je czytać. A dziś was zaskoczę pozycją od wydawnictwa NieZwykłe, i niestety ponownie zawiodłam się okropnie, okładka jest cudowna, jednak środek... pozostawia wiele do życzenia.
Historia Malii i Enzo jest skomplikowana, a sam fakt, że nie umiem wam dobrze opisać bohaterów, już o czymś świadczy. Tu szczerze chyba zawiodłam się najbardziej, ale zacznę od początku.
Poznajemy Malie, kiedy już jest na swojej "mafijnej emeryturze", chociaż ona na jednej stronie jest, a na innej już nie, więc ciężko mi było to ustalić od początku. Nasza bohaterka przeżywa spory konflikt osobowości, raz się sama wychwala ponad szczyty, innym razem twierdzi, że jej umiejętności są mocno naciągane przez otoczenie. Ponad to, już na samym początku startuje z czystą kartą, i nie musi nikogo słuchać... ale parę stron dalej twierdzi, że musi słuchać rodziny. Czułam się jakbym czytała jakiś zakręcony piątek, czy jakoś tak. Autorka mocno gubiła się w fabule i wątkach. Najlepszy przykład to wizyta u kosmetyczki z pierwszych stron, która okazała się wizytą w restauracji bo Malia rozwaliła kuchnię, używając nieodpowiednich garnków 🤦🏼♀️... Czułam się zażenowana, nie pomógł nawet suchy żart "Perfumowa dziwka", po prostu taki start, zrujnował mi książkę do końca... Ciągle powtarzane "żelazna", "żelazna zabójczyni" czy te określenie "żyletka", "żyletko", no nie. Przykro mi, nie.
Enzo miał być silnym bossem, i może gdzieś tam rzeczywiście jest, ale znowu... Zniszczyło mi jego postać ciągłe rozważanie przez ponad pół książki, czy ją kocha, czy może nie. To co autorka zawarła nam w większej części, mogła zmieścić na maksymalnie sześciu stronach! Nie wiem co poszło nie tak, jednak nim mogłam się wkręcić w historię, poznać Enza, mój entuzjazm umarł śmiercią naturalną.
Nawet nie wiem, czy mam pisać podsumowanie... Czy po prostu pokazać, co jeszcze poszło nie tak. Błędy logiczne, fabularne, stylistyczne, to wszystko powoli mnie zniechęciło, styl autorki też nie jest wybitny (ma na swoim koncie cztery wydane książki). Gdzieś tam praca nad warsztatem została zapomniana, i stoimy w tym samym punkcie.
Ciężko mi to pisać, jednak pomimo ogromnych oczekiwań, muszę stwierdzić, że historia może i ma potencjał, ale ja go jakoś nie wyciągnęłam z tej książki. Cieszę się tylko, że autorka nie rozciągnęła tego na ponad 300 stron, bo to by już przerosło chyba moją cierpliwość. Pozostało mi życzyć autorce wszystkiego co najlepsze i mieć nadzieję, że jej kolejne książki będą lepsze od poprzedniczek. Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz i możliwość zapoznania się z tą historią, a wam drodzy czytelnicy polecam przeczytanie, i ocenienie czy jest ona w waszym guście.
⭐/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz